Sobota, 23 marca 2013
Kategoria Na kolcach
Pierwsza wiosenna przejażdżka
Wczoraj udało mi się wrócić do domu przed godziną 15.
W planach miałem krótką wycieczkę po okolicach.
Niestety porywisty wiatr spowodował, że musiałem zająć sie odśnieżaniem.
Wiało tak mocno, że na drodze prowadzącej do domu powstawały ogromne zaspy.
Na szczęście, po dwóch kwadransach odśnieżania z pomocą przyjechała osoba, która zajmuje się doprowadzaniem wiejskiej infrastruktury drogowej do stanu używalności. Kierowca ciągnika z pługiem spojrzał zza szyb na mnie i wziął się za pracę. Po kilku minutach droga, wąski zasypany przejazd znowu był przejezdny.
Nadmienię tylko, że 90% pracy wykonałem ja. Było się ruszać z domu...
Wiatr wzbierał na sile i postanowiłem, że już donikąd nie pojadę.
Wyjazd odłożyłem na dzisiaj.
Kilka minut po godzinie 13 ruszyłem w teren.
Droga w lesie świetnie odśnieżona. Utrzymana jest znacznie lepiej niż boczne wiejskie drogi. Powód tego jest jeden, a może dwa jednak się znajdą. W lesie pracują już od kilku tygodni leśnicy i dbają o przygotowanie swego miejsca pracy. Drugi powód to wiatr, który siłą rzeczy w lesie aż tak dokuczliwy nie jest.
Jednak nie wszystkie ścieżki w lesie nadają się do poruszania się nimi na rowerze. Wybierałem oczywiscie te, którymi jazda była możliwa.
Dotarłem nimi do Kartuz, z których, nadal leśnymi drogami jechałem w stronę Goręczyna.
Gdy wyjechałem z lasu wiatr przypomniał o sobie. Po przejeżdzie przez malownicze okolice wsi Goręczyno kieruję się w stronę Ostrzyc.
W Ostrzycach przebywam przez kwadrans. Szukam dogodnego miejsca na zrobienie zdjęcia. Chcę wykonać zdjęcie jeziora, tym razem z innego, niż zwykle miejsca.
W tym celu zaśnieżonym podjazdem udaję się na ulicę Na Stoku. Miejsce wydaję mi się idealne do wykonania zdjęcia.
Niemała ilość śniegu, która cały czas zalega na kaszubskich polach, przykrywa skute lodem jeziora zdołała się pewnie już opatrzeć.
Pocieszający jest jedynie fakt, że pogodę miałem niemal idealną do jazdy na rowerze. Przeszkadzał miejscami porywisty wiatr. Niestety idealnie być nie może. Z powrotem do domu wracałem identyczną trasą.
W drodze powrotnej żadnych atrakcji, godnych sfotografowania nie zauważyłem.
Przed godziną 16 wróciłem do domu. Temperatura zaczyna w szybkim tempie się obniżać. Być może jutro uda mi się, po raz kolejny pojeżdzić leśnymi drogami.
W planach miałem krótką wycieczkę po okolicach.
Niestety porywisty wiatr spowodował, że musiałem zająć sie odśnieżaniem.
Wiało tak mocno, że na drodze prowadzącej do domu powstawały ogromne zaspy.
Na szczęście, po dwóch kwadransach odśnieżania z pomocą przyjechała osoba, która zajmuje się doprowadzaniem wiejskiej infrastruktury drogowej do stanu używalności. Kierowca ciągnika z pługiem spojrzał zza szyb na mnie i wziął się za pracę. Po kilku minutach droga, wąski zasypany przejazd znowu był przejezdny.
Nadmienię tylko, że 90% pracy wykonałem ja. Było się ruszać z domu...
Wiatr wzbierał na sile i postanowiłem, że już donikąd nie pojadę.
Wyjazd odłożyłem na dzisiaj.

Lasem w stronę Kartuz© panther
Kilka minut po godzinie 13 ruszyłem w teren.
Droga w lesie świetnie odśnieżona. Utrzymana jest znacznie lepiej niż boczne wiejskie drogi. Powód tego jest jeden, a może dwa jednak się znajdą. W lesie pracują już od kilku tygodni leśnicy i dbają o przygotowanie swego miejsca pracy. Drugi powód to wiatr, który siłą rzeczy w lesie aż tak dokuczliwy nie jest.

Okolice Burchardztwa© panther

Zapomnieli odśnieżyć ;-)© panther
Jednak nie wszystkie ścieżki w lesie nadają się do poruszania się nimi na rowerze. Wybierałem oczywiscie te, którymi jazda była możliwa.
Dotarłem nimi do Kartuz, z których, nadal leśnymi drogami jechałem w stronę Goręczyna.

Wiosna na Kaszubach ;-)© panther
Gdy wyjechałem z lasu wiatr przypomniał o sobie. Po przejeżdzie przez malownicze okolice wsi Goręczyno kieruję się w stronę Ostrzyc.

Morenowe wzgórza okolic Ostrzyc© panther
W Ostrzycach przebywam przez kwadrans. Szukam dogodnego miejsca na zrobienie zdjęcia. Chcę wykonać zdjęcie jeziora, tym razem z innego, niż zwykle miejsca.
W tym celu zaśnieżonym podjazdem udaję się na ulicę Na Stoku. Miejsce wydaję mi się idealne do wykonania zdjęcia.

Widok na Jezioro Ostrzyckie© panther
Niemała ilość śniegu, która cały czas zalega na kaszubskich polach, przykrywa skute lodem jeziora zdołała się pewnie już opatrzeć.
Pocieszający jest jedynie fakt, że pogodę miałem niemal idealną do jazdy na rowerze. Przeszkadzał miejscami porywisty wiatr. Niestety idealnie być nie może. Z powrotem do domu wracałem identyczną trasą.

Leśna polana© panther
W drodze powrotnej żadnych atrakcji, godnych sfotografowania nie zauważyłem.
Przed godziną 16 wróciłem do domu. Temperatura zaczyna w szybkim tempie się obniżać. Być może jutro uda mi się, po raz kolejny pojeżdzić leśnymi drogami.
- DST 44.85km
- Sprzęt Kross Level A7
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 17 marca 2013
Nowe miejsca na Kaszubach
Tydzień temu planowałem wycieczkę rowerową w okolice Przywidza.
Niestety silny wiatr i opady śniegu wymusiły zmianę planów.
Musiałem z niej zrezygnować.
Dzisiaj miałem okazję, aby zaległą przejażdżkę odbyć.
Wyjechałem z domu około godziny 10. Jazda odbywała się wyłącznie drogami asfaltowymi.
Z Mezowa udałem się w stronę Kartuz, następnie przejechałem przez Leszno, Somonino i trafiłem do Egiertowa. Jadę cały czas pod górkę. Porywisty wiatr nie jest moim sprzymierzeńcem. Wieje prosto w twarz. Jedzie się ciężko.
Okolice Egiertowa, mimo, że znajdują się niedaleko mojego domu nie są moimi ulubionymi terenami. Właściwie nie wiem dlaczego nie jeżdzę w te strony.
Dzisiaj to się zmieniło. Z Egiertowa jadę do wsi Kamela.

Nadal jadę w stronę Przywidza mijam wioskę Roztoka. Zauważyłem, że okolice Kameli i Roztoki charakteryzują się małą gęstością zaludnienia.
Tereny piękne, malownicze, ale komunkacja autobusowa z Kartuzami ponoć mizerna.
Przejeżdzam przez Klonowo Górne, Klonowo Dolne i trafiam do Przywidza.


Przywidz wywiera na mnie pozytywne wrażenie. Jest malowniczą wioską gminną, która położona jest wsród morenowych wzgórz. Dopełnieniem sielankowego krajobrazu jest rynnowe Jezioro Przywidzkie, wokół którego biegnie rowerowy szlak czerwony. Gmina Przywidz w okresie międzywojennym była chętnie odwiedzana przez mieszkańców Gdańska. Znana była z atrakcyjnego położenia i licznych turystycznych atrakcji.
Obecnie w tej gminie atrakcji nie brakuje. Rowerzysci mają w czym wybierać. Rowerowy szlak czerwony prowadzi przez Czapielsk, Przywidz i brzegi Jeziora Łąkie.
Rowerowy szlak niebieski biegnie wzdłuż Jeziora Głębokiego, przecina Nową Wieś Przywidzką, Pałęczyno i Przywidz.
Rowerowy szlak zielony pozwala zachwycić się malowniczymi wgórzami Przywidza i okolic.
Powiem szczerze, że aż tylu atrakcji w tych okolicach się nie spodziewałem.
Droga powrotna wygladała identycznie, jak dojazd do Przywidza.
Było nieco łatwiej, ponieważ wiatr zdołał nieco zelżeć.

Dzisiaj udało mi sie wykorzystać słoneczną, aczkolwiek mroźną pogodę.
O godzinie 6:30 termometr, który ustawiony jest w ogrodzie wskazywał...uwaga -18 stopni Celsjusza. Później było już tylko cieplej. Gdy ruszałem w drogę było już całkiem przyjemnie.
Po drodze spotkałem "mojego psa", cofnąłem się z nim do domu sąsiada.
Niestety ten, po rozmowie ze mną niczym się nie przejął. Opowiedziałem jemu o naszej wspólnej wczorajszej przejażdżce. Stwierdził, że pies wróci i nie mam się niczym przejmować. Dotrzymywał mi kroku do Kartuz...w nich zniknął gdzieś.
Przyznać muszę, że jechałem około 20-22 km/h. Obejrzałem się za siebie i nic...nie ma mojego przyjaciela. Po powrocie do domu również go nie widziałem.
Mam nadzieję, że biedaczek szczęśliwie trafi z powrotem do swojego domu.
Niestety silny wiatr i opady śniegu wymusiły zmianę planów.
Musiałem z niej zrezygnować.
Dzisiaj miałem okazję, aby zaległą przejażdżkę odbyć.
Wyjechałem z domu około godziny 10. Jazda odbywała się wyłącznie drogami asfaltowymi.
Z Mezowa udałem się w stronę Kartuz, następnie przejechałem przez Leszno, Somonino i trafiłem do Egiertowa. Jadę cały czas pod górkę. Porywisty wiatr nie jest moim sprzymierzeńcem. Wieje prosto w twarz. Jedzie się ciężko.
Okolice Egiertowa, mimo, że znajdują się niedaleko mojego domu nie są moimi ulubionymi terenami. Właściwie nie wiem dlaczego nie jeżdzę w te strony.
Dzisiaj to się zmieniło. Z Egiertowa jadę do wsi Kamela.

Wzgórza morenowe w okolicach wsi Kamela© panther
Nadal jadę w stronę Przywidza mijam wioskę Roztoka. Zauważyłem, że okolice Kameli i Roztoki charakteryzują się małą gęstością zaludnienia.
Tereny piękne, malownicze, ale komunkacja autobusowa z Kartuzami ponoć mizerna.
Przejeżdzam przez Klonowo Górne, Klonowo Dolne i trafiam do Przywidza.

Jezioro Przywidzkie© panther

Kościół pod wezwaniem M.B Królowej Różańca Świętego w Przywidzu© panther
Przywidz wywiera na mnie pozytywne wrażenie. Jest malowniczą wioską gminną, która położona jest wsród morenowych wzgórz. Dopełnieniem sielankowego krajobrazu jest rynnowe Jezioro Przywidzkie, wokół którego biegnie rowerowy szlak czerwony. Gmina Przywidz w okresie międzywojennym była chętnie odwiedzana przez mieszkańców Gdańska. Znana była z atrakcyjnego położenia i licznych turystycznych atrakcji.
Obecnie w tej gminie atrakcji nie brakuje. Rowerzysci mają w czym wybierać. Rowerowy szlak czerwony prowadzi przez Czapielsk, Przywidz i brzegi Jeziora Łąkie.
Rowerowy szlak niebieski biegnie wzdłuż Jeziora Głębokiego, przecina Nową Wieś Przywidzką, Pałęczyno i Przywidz.
Rowerowy szlak zielony pozwala zachwycić się malowniczymi wgórzami Przywidza i okolic.
Powiem szczerze, że aż tylu atrakcji w tych okolicach się nie spodziewałem.
Droga powrotna wygladała identycznie, jak dojazd do Przywidza.
Było nieco łatwiej, ponieważ wiatr zdołał nieco zelżeć.

Malownicze okolice Klonowa Dolnego© panther
Dzisiaj udało mi sie wykorzystać słoneczną, aczkolwiek mroźną pogodę.
O godzinie 6:30 termometr, który ustawiony jest w ogrodzie wskazywał...uwaga -18 stopni Celsjusza. Później było już tylko cieplej. Gdy ruszałem w drogę było już całkiem przyjemnie.
Po drodze spotkałem "mojego psa", cofnąłem się z nim do domu sąsiada.
Niestety ten, po rozmowie ze mną niczym się nie przejął. Opowiedziałem jemu o naszej wspólnej wczorajszej przejażdżce. Stwierdził, że pies wróci i nie mam się niczym przejmować. Dotrzymywał mi kroku do Kartuz...w nich zniknął gdzieś.
Przyznać muszę, że jechałem około 20-22 km/h. Obejrzałem się za siebie i nic...nie ma mojego przyjaciela. Po powrocie do domu również go nie widziałem.
Mam nadzieję, że biedaczek szczęśliwie trafi z powrotem do swojego domu.
- DST 60.17km
- Sprzęt Panther TR-555
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 16 marca 2013
Kategoria Na kolcach
Wyjątkowa sobota
Wstałem dzisiaj przed godziną 7 rano.
O godzinie 8 rozpocząłem pracę. Na godzine 10 umówiony byłem z niezmiernie interesującymi osobami. Razem w przemiłej atmosferze przebywaliśmy do godziny 13. Świetni ludzie, miła atmosfera, setki ciekawych pomysłów, żarty, śmiech...żyć nie umierać. Czy czegoś mogło zabraknąć tego dnia?
Owszem. Po zrobieniu porządków w domu, koło godziny 15 wsiadłem na rower i jechałem szukać wiosny w najbliższych okolicach.
Pogoda zdecydowanie zachęcała do rowerowania. Postanowiłem dzisiaj lasami udać się do ulubionych miejscowości. Widzimy, że na Kaszubach Środkowych w lasach, na polach, na łąkach zalega dość duża ilość śniegu. Jest biało, to ogromny powód do radości. Krajobrazy moich okolic wyglądają przepięknie.
Wyjątkowość dzisiejszej przejażdzki nie polegała na tym, że znalazłem czas po pracy na jazdę na rowerze. Ten wyjazd zapadnie mi szczególnie w pamięci. Dlaczego? Otóż, dane mi było dzisiaj jechać w towarzystwie. Dodam jeszcze, że towarzysz podróży pod wieloma względami jest wyjątkowy. Oto on.
Uwielbiam tego zwierzaka. Mieszka nieopodal, 200 metrów ode mnie. Często przychodzi w odwiedziny, szczególnie gdy odśnieżam. Zawsze znajduję czas, żeby jego pogłaskać. Podjada też moim kociakom z miski, ale akurat jemu wybaczamy.
Rozpoznaje mnie, gdy idę na spacer, wsiadam do auta, przyjeżdzam do domu.
Dzisiaj razem pokonaliśmy nieco ponad 40 km.
Zadbałem o to, aby "mój piesek" dostał obfitą kolację. Należała się jemu, bardziej niż mnie.
Wiosny, mimo pomocy najlepszego sąsiada pod słońcem nie znalazłem.
Może uda się znaleść ją jutro.
O godzinie 8 rozpocząłem pracę. Na godzine 10 umówiony byłem z niezmiernie interesującymi osobami. Razem w przemiłej atmosferze przebywaliśmy do godziny 13. Świetni ludzie, miła atmosfera, setki ciekawych pomysłów, żarty, śmiech...żyć nie umierać. Czy czegoś mogło zabraknąć tego dnia?
Owszem. Po zrobieniu porządków w domu, koło godziny 15 wsiadłem na rower i jechałem szukać wiosny w najbliższych okolicach.

Lubimy śnieg ;-)© panther

Niedaleko miejscowości Burchardztwo© panther

Leśna utwardzona droga© panther
Pogoda zdecydowanie zachęcała do rowerowania. Postanowiłem dzisiaj lasami udać się do ulubionych miejscowości. Widzimy, że na Kaszubach Środkowych w lasach, na polach, na łąkach zalega dość duża ilość śniegu. Jest biało, to ogromny powód do radości. Krajobrazy moich okolic wyglądają przepięknie.

Kaszubskie krajobrazy© panther

Kaszubskie pejzaże© panther
Wyjątkowość dzisiejszej przejażdzki nie polegała na tym, że znalazłem czas po pracy na jazdę na rowerze. Ten wyjazd zapadnie mi szczególnie w pamięci. Dlaczego? Otóż, dane mi było dzisiaj jechać w towarzystwie. Dodam jeszcze, że towarzysz podróży pod wieloma względami jest wyjątkowy. Oto on.

Mój najlepszy sąsiad :-)© panther
Uwielbiam tego zwierzaka. Mieszka nieopodal, 200 metrów ode mnie. Często przychodzi w odwiedziny, szczególnie gdy odśnieżam. Zawsze znajduję czas, żeby jego pogłaskać. Podjada też moim kociakom z miski, ale akurat jemu wybaczamy.
Rozpoznaje mnie, gdy idę na spacer, wsiadam do auta, przyjeżdzam do domu.
Dzisiaj razem pokonaliśmy nieco ponad 40 km.
Zadbałem o to, aby "mój piesek" dostał obfitą kolację. Należała się jemu, bardziej niż mnie.

W poszukiwaniu wiosny...© panther
Wiosny, mimo pomocy najlepszego sąsiada pod słońcem nie znalazłem.
Może uda się znaleść ją jutro.
- DST 40.25km
- Sprzęt Kross Level A7
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 marca 2013
Z serwisu
W styczniu tego roku oddałem mój rower trekkingowy do serwisu.
Z jego odbiorem się nie śpieszyłem. Wiem, że nic złego się jemu w serwisie stać nie może. Dzisiaj po 2 godzinach spędzonych w pracy udałem się do serwisu w celu odebrania mojego środka lokomocji.
Zdaję sobie sprawę, że mało kto czyta wpisy na blogu. Znacznie chętniej wolimy się skupiać na zdjęciach, przejechanych kilometrach, średniej prędkości itd.
Pomyślałem sobie, że poświęcę większą część dzisiejszego wpisu mojemu rowerowi.
Dlaczego? Otóż, właśnie rower Panther TR-555 był pierwszym pojazdem kołowym, który kupiłem za własne pieniądze. Właśnie na nim rozpocząłem swoją przygodę z jeżdzeniem.
Był rok 2009, gdy postanowiłem, że muszę bardziej zadbać o swoje zdrowie, kondycję i chcę przy okazji poznać moje najbliższe okolice.
W pierwszym roku użytkowania moje przejażdzki nie były zbyt długie.
Właściwie nie wiem jakie były, ponieważ nie posiadałem licznika. Z jego kupnem zwlekałem aż do 2010 roku i zakupu dokonałem po zakończeniu sezonu rowerowego...
Sięgając wstecz pamięcią przypominam również sobie, że nie zwracałem należytej uwagi na ubranie rowerowe. Spodenki z wkładką, koszulki rowerowe i kask też zostały zakupione nieco później. Jeżdziłem w spodniach dresowych, bawełnianych koszulkach...
Przełomowym rokiem okazał się rok 2011. Rower posiadał już licznki, ja rozpocząłem jeżdzić w stroju rowerowym. Ten rok podsumowałem wynikiem około 2200 przejechanych kilometrów.
Pod koniec tego roku wpadłem na świetny pomysł, aby swoją stajnię rowerową powiększyć.
W grudniu zamówiłem rower górski Kross Level A7. Zrobiłem to dlatego, że szkoda mi było mojego Panthera. Często jeżdziłem nim w terenie...a akurat ten rower do tego przeznaczony nie jest. Od tego momentu byłem szczęśliwym posiadaczem dwóch rowerów.
W 2012 roku odkryłem bikestats...mając już dwa rowery.
Utwierdziłem się, że dokonałem świetnego wyboru. Warto mieć rower, na którym możemy wyszaleć się w terenie.
Dobrze przy okazji mieć taki, którym jeżdzimy w przewadze drogami asfaltowymi, czy też utwardzonymi gruntówkami.

Szkoda tylko, że dodając rower na "naszym rowerowym blogu" producent Panther nie występuje.
Wkrótce ma nastąpić załamanie pogody. Dzisiaj wracając do domu wiatr chciał urwać głowę. Śpieszyłem się do domu, aby wyrobić się ze swoimi obowiązkami.
Zastanawiałem się, czy warto dzisiaj dodawać wpis na blogu.
Dodałem, być może jutro pogoda nie będzie sprzyjać rowerowaniu.
Z jego odbiorem się nie śpieszyłem. Wiem, że nic złego się jemu w serwisie stać nie może. Dzisiaj po 2 godzinach spędzonych w pracy udałem się do serwisu w celu odebrania mojego środka lokomocji.
Zdaję sobie sprawę, że mało kto czyta wpisy na blogu. Znacznie chętniej wolimy się skupiać na zdjęciach, przejechanych kilometrach, średniej prędkości itd.
Pomyślałem sobie, że poświęcę większą część dzisiejszego wpisu mojemu rowerowi.
Dlaczego? Otóż, właśnie rower Panther TR-555 był pierwszym pojazdem kołowym, który kupiłem za własne pieniądze. Właśnie na nim rozpocząłem swoją przygodę z jeżdzeniem.
Był rok 2009, gdy postanowiłem, że muszę bardziej zadbać o swoje zdrowie, kondycję i chcę przy okazji poznać moje najbliższe okolice.
W pierwszym roku użytkowania moje przejażdzki nie były zbyt długie.
Właściwie nie wiem jakie były, ponieważ nie posiadałem licznika. Z jego kupnem zwlekałem aż do 2010 roku i zakupu dokonałem po zakończeniu sezonu rowerowego...
Sięgając wstecz pamięcią przypominam również sobie, że nie zwracałem należytej uwagi na ubranie rowerowe. Spodenki z wkładką, koszulki rowerowe i kask też zostały zakupione nieco później. Jeżdziłem w spodniach dresowych, bawełnianych koszulkach...
Przełomowym rokiem okazał się rok 2011. Rower posiadał już licznki, ja rozpocząłem jeżdzić w stroju rowerowym. Ten rok podsumowałem wynikiem około 2200 przejechanych kilometrów.
Pod koniec tego roku wpadłem na świetny pomysł, aby swoją stajnię rowerową powiększyć.
W grudniu zamówiłem rower górski Kross Level A7. Zrobiłem to dlatego, że szkoda mi było mojego Panthera. Często jeżdziłem nim w terenie...a akurat ten rower do tego przeznaczony nie jest. Od tego momentu byłem szczęśliwym posiadaczem dwóch rowerów.
W 2012 roku odkryłem bikestats...mając już dwa rowery.
Utwierdziłem się, że dokonałem świetnego wyboru. Warto mieć rower, na którym możemy wyszaleć się w terenie.
Dobrze przy okazji mieć taki, którym jeżdzimy w przewadze drogami asfaltowymi, czy też utwardzonymi gruntówkami.

Wracając z serwisu© panther
Szkoda tylko, że dodając rower na "naszym rowerowym blogu" producent Panther nie występuje.
Wkrótce ma nastąpić załamanie pogody. Dzisiaj wracając do domu wiatr chciał urwać głowę. Śpieszyłem się do domu, aby wyrobić się ze swoimi obowiązkami.
Zastanawiałem się, czy warto dzisiaj dodawać wpis na blogu.
Dodałem, być może jutro pogoda nie będzie sprzyjać rowerowaniu.
- DST 12.91km
- Sprzęt Panther TR-555
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 marca 2013
Kategoria Na kolcach
W promieniach słońca
Wczoraj zrobiłem piesze rozpoznanie terenu. Poszedłem do lasu, aby ocenić stan "infrastruktury leśnej". To co zobaczyłem bardzo mi się spodobało.
Dzisiaj udało mi się wyruszyć, tuż po godzinie 9 w trasę.
Pogoda rewelacyjna, od rana świeci słońce...tylko ten wiatr trochę przeszkadza.
Mam nadzieję, że w lesie nie będzie aż tak odczuwalny.
Tak właśnie wygląda zbliżająca się wiosna. Jakoś jej jeszcze nie zauważyłem.
Gdy wjechałem do lasu przekonałem się, że jeszcze sobie na nią troszkę poczekam.
Tak właśnie w wielkim skrócie wygląda początek marca na Kaszubach Środkowych.
Prawda, że jest ślicznie.
Dzisiaj zrobiłem swoją tradycyjną trasę. Gdy dojechałem do Rekowa spotkałem bardzo miłego pieska, który pilotował mnie do wsi Kosy.
Piesek zawsze był blisko mnie. Biegł przodem. Dawał się głaskać. W Kosach postanowił wrócić do domu.
Wiem, że wielu użytkowników bikestats lubi zwierzęta.
Obiecałem już jakiś czas temu, że zamieszczę fotografie swoich kociaków.
Oto one :-)
To najstarszy kot.Rocznik 2005. Nazywa się Papi, jest kocurem, ale został wykastrowany...
Jego pełne imię to Papilon, ale wołamy na niego Papi. Generalnie to niezły "oszołom" goni psy, koty. Boi się tylko odkurzacza.
To jest Fibi...Fibinia...Fibiczka :-) Kotka jest z nami od 2006 roku. Bardzo zwinny kotek. Kręci się zawsze blisko domu, w szczególności w okolicach miski z jedzeniem.
To najmłodszy kotek. Wabi się Bianka...Bianiusia...Bianeczka. Zamieszkała w Mezowie w 2008 roku. Gdy się urodziła była łysa, bez żadnego futerka. Jednak po tygodniu pojawiła się bardzo długa, biała sierść. Ten kotek to ponoć krzyzówka norweskiego leśnego z kaszubskim dachowcem. Trzeba przyznać, że jest śliczna. Muszę dodać, że jest bardzo łownym kotem i ciekawe "zdobycze" niejednokrotnie przynosi...
Mam nadzieję, że czworonożni mieszkańcy Mezowa wam się podobają.
Dzisiaj udało mi się wyruszyć, tuż po godzinie 9 w trasę.
Pogoda rewelacyjna, od rana świeci słońce...tylko ten wiatr trochę przeszkadza.
Mam nadzieję, że w lesie nie będzie aż tak odczuwalny.

Wiosna idzie...ale nie tutaj ;)© panther

W lesie© panther
Tak właśnie wygląda zbliżająca się wiosna. Jakoś jej jeszcze nie zauważyłem.
Gdy wjechałem do lasu przekonałem się, że jeszcze sobie na nią troszkę poczekam.

Jezioro Trzebno© panther

Jezioro Małe Brodno© panther
Tak właśnie w wielkim skrócie wygląda początek marca na Kaszubach Środkowych.
Prawda, że jest ślicznie.
Dzisiaj zrobiłem swoją tradycyjną trasę. Gdy dojechałem do Rekowa spotkałem bardzo miłego pieska, który pilotował mnie do wsi Kosy.

Przewodnik leśny :-)© panther
Piesek zawsze był blisko mnie. Biegł przodem. Dawał się głaskać. W Kosach postanowił wrócić do domu.
Wiem, że wielu użytkowników bikestats lubi zwierzęta.
Obiecałem już jakiś czas temu, że zamieszczę fotografie swoich kociaków.
Oto one :-)

Papi :-)© panther
To najstarszy kot.Rocznik 2005. Nazywa się Papi, jest kocurem, ale został wykastrowany...
Jego pełne imię to Papilon, ale wołamy na niego Papi. Generalnie to niezły "oszołom" goni psy, koty. Boi się tylko odkurzacza.

Kotka Fibi :-)© panther
To jest Fibi...Fibinia...Fibiczka :-) Kotka jest z nami od 2006 roku. Bardzo zwinny kotek. Kręci się zawsze blisko domu, w szczególności w okolicach miski z jedzeniem.

Bianka :-)© panther
To najmłodszy kotek. Wabi się Bianka...Bianiusia...Bianeczka. Zamieszkała w Mezowie w 2008 roku. Gdy się urodziła była łysa, bez żadnego futerka. Jednak po tygodniu pojawiła się bardzo długa, biała sierść. Ten kotek to ponoć krzyzówka norweskiego leśnego z kaszubskim dachowcem. Trzeba przyznać, że jest śliczna. Muszę dodać, że jest bardzo łownym kotem i ciekawe "zdobycze" niejednokrotnie przynosi...
Mam nadzieję, że czworonożni mieszkańcy Mezowa wam się podobają.
- DST 50.35km
- Sprzęt Kross Level A7
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 lutego 2013
Kategoria Na kolcach
Niedziela w terenie
Zima nie chce sobie odejść. Co gorsza cały czas przybywa śniegu.
No cóż, jakoś trzeba sobie radzić. Postanowiłem dzisiaj pojeżdzić w terenie.
Zdaję sobię sprawę, że moje ulubione ścieżki niestety przejezdne jeszcze nie są.
Wybieram te, po których da się już, albo jeszcze jeżdzić.
Wczorajsze opady śniegu w nabijaniu kilometrów nie pomagają.
Przejażdżkę zaliczyć mogę do udanych. Zastanawiam się tylko nad tym, co będzie, gdy śnieg zacznie topnieć. Do lasu na rowerze nie dam rady wjechać.
Powstanie jedno wielkie błoto. Owszem lubię jazdę w terenie, nawet w błocie, ale pewnie przez jakiś czas będę zmuszony do jazdy po drogach asfaltowych.
Najsmutniejsza informacja...jutro, po dwutygodniowym odpoczynku idę do pracy...
No cóż, jakoś trzeba sobie radzić. Postanowiłem dzisiaj pojeżdzić w terenie.
Zdaję sobię sprawę, że moje ulubione ścieżki niestety przejezdne jeszcze nie są.
Wybieram te, po których da się już, albo jeszcze jeżdzić.
Wczorajsze opady śniegu w nabijaniu kilometrów nie pomagają.

Czarno-biały las© panther

Gdzieś po drodze...© panther

Zima jeszcze nie odeszła© panther

Rzeka Radunia© panther

Malownicze kaszubskie pagórki© panther

Droga przeciwpożarowa numer 8© panther

Lasem w stronę domu© panther
Przejażdżkę zaliczyć mogę do udanych. Zastanawiam się tylko nad tym, co będzie, gdy śnieg zacznie topnieć. Do lasu na rowerze nie dam rady wjechać.
Powstanie jedno wielkie błoto. Owszem lubię jazdę w terenie, nawet w błocie, ale pewnie przez jakiś czas będę zmuszony do jazdy po drogach asfaltowych.
Najsmutniejsza informacja...jutro, po dwutygodniowym odpoczynku idę do pracy...
- DST 38.15km
- Sprzęt Kross Level A7
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 21 lutego 2013
Kategoria Na kolcach
Dałem radę :-)
Dzisiaj rano, jak to zimą bywa godzina spędzona na świeżym powietrzu w ramach rozgrzewki. Odśnieżanie...ale śniegu przybyło niewiele, tylko kilka centymetrów. Uporałem się z nim bardzo szybko. Pogoda również dopisuje. Szybka decyzja. Jadę dokądkolwiek, byle tylko jechać, odpocząć, nabrać energii.
Wiejskie drogi asfaltowe cały czas pokryte warstwą śniegu, więc można jechać nimi.
Troszeczkę przemyślałem trasę, różne warianty, w tym również awaryjne i w drogę.
Jadę z Mezowa, wioski, w której mieszkam w kierunku Kiełpina.
Dojeżdzam do Kiełpina. Nie zabiera mi to zbyt wiele czasu. Po drodze mijam domy moich koleżanek z pracy. Nigdzie się nie zatrzymuję, nikogo nie zaczepiam.
Muszę wykorzystać pogodę, bo nie wiadomo co przyniesie jutro.
Wyjeżdzam z Kiełpina. Teraz skręcam w kierunku Somonina. Kilometr jadę po asfalcie, po czym skręcam do lasu...
Ktoś tu jednak był przede mną. Jadę dalej...po przejechaniu 200 metrów cofam się, dalej jest tylko biała pustynia. Nie pozostaje nic innego, jak wrócić drogą asfaltową w stronę Kartuz. Trafiam do nich. Na drodze pełno błota, zmielonego śniegu. Trzeba szybko stąd uciekać. Wybieram wariant "na Goręczyno"
Patrząc na zdjęcie wydawać się może, że jazda po takim podłożu nie powinna sprawiać problemu, zwłaszcza, gdy jedzie się na oponach z kolcami. Niestety tak nie jest. Śnieg nie jest dostatecznie mocno ubity, "ujechany" przez auta. Podczas jazdy bardzo często ucieka mi tylne koło. Postanawiam zwolnić, aby nie zaliczyć bliskiego spotkania z podłożem.
Z Goręczyna skręcam w stronę Ostrzyc. W nich spotykam znajomego, który jeżdzi znacznie więcej ode mnie. Darował sobie jeżdzenie zimą. Nie wątpię, że na wiosnę nadrobi zaległości.
Droga powrotna wygląda identycznie. Zatrzymuję się tylko w Goręczynie. W sklepie kupuję banana. Zapłaciłem aż 88 groszy i uznałem, że to lepszy wybór, niż jakikolwiek batonik, wafelek. Teraz udaję się w stronę Kartuz.
Kartuzy mijam, jadę z powrotem do Kiełpina. Przejeżdzam ponownie obok domu koleżanek z pracy. Widzę, że właśnie wraz z dziećmi podjęli "akcję zima" i...odśnieżają. Jednak, to bardziej zabawa z dziećmi, niż praca z łopatą. Podwórko odśnieżane było regularnie, tak jak moje :) Ucinamy krótką pogawędkę i jadę w stronę domu. Pozostało niewiele do przejechania, około 2 kilometrów.
Podsumowując...tego właśnie potrzebowałem. Udało się "wyrwać" czas na rower i z tego powodu jestem niezwykle zadowolony. Pogoda dopisała, choć wiaterek nawiewał śnieg na odśnieżone drogi. Najważniejsze, że jeżdziłem, bo taka okazja może się już w tym tygodniu nie przydarzyć.
Wiejskie drogi asfaltowe cały czas pokryte warstwą śniegu, więc można jechać nimi.
Troszeczkę przemyślałem trasę, różne warianty, w tym również awaryjne i w drogę.
Jadę z Mezowa, wioski, w której mieszkam w kierunku Kiełpina.

Kaszubskie krajobrazy. Mezowo© panther

Kilometr od domu© panther
Dojeżdzam do Kiełpina. Nie zabiera mi to zbyt wiele czasu. Po drodze mijam domy moich koleżanek z pracy. Nigdzie się nie zatrzymuję, nikogo nie zaczepiam.
Muszę wykorzystać pogodę, bo nie wiadomo co przyniesie jutro.

Znowu trzeba hamować ;-)© panther

Leśna droga w Kiełpinie© panther
Wyjeżdzam z Kiełpina. Teraz skręcam w kierunku Somonina. Kilometr jadę po asfalcie, po czym skręcam do lasu...

Chyba będzie ciężko?© panther
Ktoś tu jednak był przede mną. Jadę dalej...po przejechaniu 200 metrów cofam się, dalej jest tylko biała pustynia. Nie pozostaje nic innego, jak wrócić drogą asfaltową w stronę Kartuz. Trafiam do nich. Na drodze pełno błota, zmielonego śniegu. Trzeba szybko stąd uciekać. Wybieram wariant "na Goręczyno"

Lasem do Goręczyna© panther
Patrząc na zdjęcie wydawać się może, że jazda po takim podłożu nie powinna sprawiać problemu, zwłaszcza, gdy jedzie się na oponach z kolcami. Niestety tak nie jest. Śnieg nie jest dostatecznie mocno ubity, "ujechany" przez auta. Podczas jazdy bardzo często ucieka mi tylne koło. Postanawiam zwolnić, aby nie zaliczyć bliskiego spotkania z podłożem.
Z Goręczyna skręcam w stronę Ostrzyc. W nich spotykam znajomego, który jeżdzi znacznie więcej ode mnie. Darował sobie jeżdzenie zimą. Nie wątpię, że na wiosnę nadrobi zaległości.

Rzeka Radunia w Ostrzycach© panther
Droga powrotna wygląda identycznie. Zatrzymuję się tylko w Goręczynie. W sklepie kupuję banana. Zapłaciłem aż 88 groszy i uznałem, że to lepszy wybór, niż jakikolwiek batonik, wafelek. Teraz udaję się w stronę Kartuz.

W drodze powrotnej© panther

Okolice Goręczyna© panther
Kartuzy mijam, jadę z powrotem do Kiełpina. Przejeżdzam ponownie obok domu koleżanek z pracy. Widzę, że właśnie wraz z dziećmi podjęli "akcję zima" i...odśnieżają. Jednak, to bardziej zabawa z dziećmi, niż praca z łopatą. Podwórko odśnieżane było regularnie, tak jak moje :) Ucinamy krótką pogawędkę i jadę w stronę domu. Pozostało niewiele do przejechania, około 2 kilometrów.

Zjazd, następnie podjazd, znowu zjazd, trochę po płaskim, później podjazd i już w domu© panther
Podsumowując...tego właśnie potrzebowałem. Udało się "wyrwać" czas na rower i z tego powodu jestem niezwykle zadowolony. Pogoda dopisała, choć wiaterek nawiewał śnieg na odśnieżone drogi. Najważniejsze, że jeżdziłem, bo taka okazja może się już w tym tygodniu nie przydarzyć.
- DST 41.41km
- Sprzęt Kross Level A7
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 20 lutego 2013
Miałem plany...
Od wczoraj pogoda uległa znacznemu pogorszeniu.
Z tego co wiem, to w przeważającej części Polski dość obficie spadł śnieg.
Od wczoraj właśnie on, biały puch skutecznie wypełnia mój wolny czas.
Dzisiaj od samego rana podjąłem z nim walkę. Na samym początku jego ilość mnie przeraziła, ale po 2 godzinach odśnieżania efekt mojej pracy był widoczny.
Dodam tylko, że na jakiś czas. Wiatr silnie wieje, tworzą się piękne śnieżne zaspy :-)
Wybrałem się na króciutki spacer, aby zobaczyć, jak wygląda sytuacja w lesie.



Dlaczego zamieszczam te zdjęcia? Jeszcze w poniedziałek miałem dość ambitne plany. Chciałem jeszcze 2 może 3 razy pojeżdzić w terenie.


Ostatnie zdjęcie przedstawia miejsce, w którym zazwyczaj wjeżdzam do lasu.
Jakieś ślady są, ale nie próbowałem iść dalej. Rowerem niestety też nie da się w taki trudnych warunkach jechać. Moje plany na rowerową przejażdżkę legły w gruzach...właściwie zakopały się w śniegu.
Z tego co wiem, to w przeważającej części Polski dość obficie spadł śnieg.
Od wczoraj właśnie on, biały puch skutecznie wypełnia mój wolny czas.
Dzisiaj od samego rana podjąłem z nim walkę. Na samym początku jego ilość mnie przeraziła, ale po 2 godzinach odśnieżania efekt mojej pracy był widoczny.
Dodam tylko, że na jakiś czas. Wiatr silnie wieje, tworzą się piękne śnieżne zaspy :-)
Wybrałem się na króciutki spacer, aby zobaczyć, jak wygląda sytuacja w lesie.

Trochę napadało :-)© panther

Niedaleko domu© panther

Odśnieżona wiejska droga asfaltowa© panther
Dlaczego zamieszczam te zdjęcia? Jeszcze w poniedziałek miałem dość ambitne plany. Chciałem jeszcze 2 może 3 razy pojeżdzić w terenie.

Droga do sąsiada...jeszcze przejezdna ;-)© panther

Jakieś ślady są...© panther
Ostatnie zdjęcie przedstawia miejsce, w którym zazwyczaj wjeżdzam do lasu.
Jakieś ślady są, ale nie próbowałem iść dalej. Rowerem niestety też nie da się w taki trudnych warunkach jechać. Moje plany na rowerową przejażdżkę legły w gruzach...właściwie zakopały się w śniegu.
- Aktywność Chodzenie
Niedziela, 17 lutego 2013
Kategoria Na kolcach
Camino de Santiago
Nadeszła upragniona niedziela.
Mimo tego, iż mam jeszcze ferie zimowe, nie udało mi się od kilku dni pojechać dokądkolwiek. Powodów było kilka, ale nie ma sensu ich teraz tutaj wymieniać.
Wczoraj wieczorem przeglądałem mapy moich najbliższych okolic.
Zauważyłem, że za Sianowem, w którym znajduje się Sanktuarium Matki Boskiej Królowej Kaszub rozpoczyna się Szlak Świętego Jakuba. Na mapie zauważyłem charakterystyczną dla tego szlaku muszlę.
Nie pozostało nic innego, jak tylko właśnie w te okolice się udać.
Oczywiście starać się będę omijać drogi asfaltowe, chociaż wiem doskonale, że część trasy niestety na takiej nawierzchni pokonać będę musiał.
Na zdjęciach widzimy, że na Kaszubach Środkowych, tych najpiękniejszych zima w pełni. Zdjęcia umieszczone powyżej z pewnością temu nie przeczą...
Do tej pory przejechałem przez Kartuzy, Grzybno, Pomieczyńską Hutę i jadę w kierunku Sianowskiej Huty.
Teraz postanowiłem lekko zmienić ustalony wczoraj plan. Jadę nadal w kierunku Sianowa, aczkolwiek drogami, którymi wcześniej nie jeżdziłem. Trafiłem do Sianowskiej Huty, aby następnie udać się w kierunku wsi Kolonia. Z niej do Sianowa. W tym ważnym dla Kaszubów sanktuarium maryjnym nie zatrzymuję się.
Jadę w stronę Staniszewa i tuż za znakiem skręcam w stronę wsi Cieszonko.
Teraz szukam Szlaku Świętego Jakuba...
Zauważyć możemy, że na zdjęciu, po prawej stronie umieszczona jest charakterystyczna muszla. Czyli jestem na dobrej drodze...Kontynuuję jazdę szlakiem. Przejeżdzam obok gospodarstw rolnych. Wrażenie mam, że niejednokrotnie przez ich podwórka. Napotkane przyjazne psiaki stale mi o tym przypominają...
Gospodarstwa się skończyły...teraz dokąd jechać. Po krótkiej chwili niepewności utwierdzam się, że nadal jadę we właściwym kierunku.
Później oznaczenia szlaku znikają. Dobrze, że wczoraj przeglądałem mapy...
Wjeżdzam do lasu...zaczyna się przygoda. Nikt szlaku nie przetarł. Muszę około 1 kilometra prowadzić rower. Nie mam ochoty nawet wyciągać aparatu, aby wykonać zdjęcie. Póżniej jest już nieco łatwiej. Leśną drogą jadę w kierunku Kożyczkowa, skręcam w stronę wsi Cegliska.
W Cieszeniu zatrzymuję się na chwilę. Robię zakupy. Kupuję "Grześka" i napój "Tymbark" Ucinam krótką pogawędkę z bardzo miłą ekspedientką.
Taki napis znajduję się pod kapslem...
Teraz przejeżdzając przez malownicze okolice wsi Dejk, Lipowiec, Chmieleńskie Chrósty trafiam do Chmielna. Nie zatrzymuję się, jadę w kierunku lasu.
Śpieszę się, aby zdążyć na obiad. Jestem 10 minut przed czasem :-)
Dzień bardzo udany. Jazda w zdecydowanej przewadze drogami gruntowymi, leśnymi.
Były momenty zwątpienia, ale zostały pokonane.
Warto dzień przed przeglądać mapę najbliższych okolic :-)
Mimo tego, iż mam jeszcze ferie zimowe, nie udało mi się od kilku dni pojechać dokądkolwiek. Powodów było kilka, ale nie ma sensu ich teraz tutaj wymieniać.
Wczoraj wieczorem przeglądałem mapy moich najbliższych okolic.
Zauważyłem, że za Sianowem, w którym znajduje się Sanktuarium Matki Boskiej Królowej Kaszub rozpoczyna się Szlak Świętego Jakuba. Na mapie zauważyłem charakterystyczną dla tego szlaku muszlę.
Nie pozostało nic innego, jak tylko właśnie w te okolice się udać.
Oczywiście starać się będę omijać drogi asfaltowe, chociaż wiem doskonale, że część trasy niestety na takiej nawierzchni pokonać będę musiał.

W kartuskim lesie© panther

Jadąc do Pomieczyńskiej Huty© panther

Jezioro Białe okolice Pomieczyńskiej Huty© panther

Okolice Pomieczyńskiej Huty© panther
Na zdjęciach widzimy, że na Kaszubach Środkowych, tych najpiękniejszych zima w pełni. Zdjęcia umieszczone powyżej z pewnością temu nie przeczą...
Do tej pory przejechałem przez Kartuzy, Grzybno, Pomieczyńską Hutę i jadę w kierunku Sianowskiej Huty.

Jadąc w kierunku Sianowskiej Huty© panther
Teraz postanowiłem lekko zmienić ustalony wczoraj plan. Jadę nadal w kierunku Sianowa, aczkolwiek drogami, którymi wcześniej nie jeżdziłem. Trafiłem do Sianowskiej Huty, aby następnie udać się w kierunku wsi Kolonia. Z niej do Sianowa. W tym ważnym dla Kaszubów sanktuarium maryjnym nie zatrzymuję się.
Jadę w stronę Staniszewa i tuż za znakiem skręcam w stronę wsi Cieszonko.

Podjazd w stronę Cieszonka...© panther

Za drzewami zamarznięte Jezioro Sianowskie© panther
Teraz szukam Szlaku Świętego Jakuba...

Początek Szlaku Świętego Jakuba...© panther
Zauważyć możemy, że na zdjęciu, po prawej stronie umieszczona jest charakterystyczna muszla. Czyli jestem na dobrej drodze...Kontynuuję jazdę szlakiem. Przejeżdzam obok gospodarstw rolnych. Wrażenie mam, że niejednokrotnie przez ich podwórka. Napotkane przyjazne psiaki stale mi o tym przypominają...
Gospodarstwa się skończyły...teraz dokąd jechać. Po krótkiej chwili niepewności utwierdzam się, że nadal jadę we właściwym kierunku.

Droga Świętego Jakuba...odcinek lęborski© panther

Na szlaku...© panther
Później oznaczenia szlaku znikają. Dobrze, że wczoraj przeglądałem mapy...
Wjeżdzam do lasu...zaczyna się przygoda. Nikt szlaku nie przetarł. Muszę około 1 kilometra prowadzić rower. Nie mam ochoty nawet wyciągać aparatu, aby wykonać zdjęcie. Póżniej jest już nieco łatwiej. Leśną drogą jadę w kierunku Kożyczkowa, skręcam w stronę wsi Cegliska.

Jadąc w stronę wsi Cieszenie© panther
W Cieszeniu zatrzymuję się na chwilę. Robię zakupy. Kupuję "Grześka" i napój "Tymbark" Ucinam krótką pogawędkę z bardzo miłą ekspedientką.

Wypowiedz się ;-)© panther
Taki napis znajduję się pod kapslem...
Teraz przejeżdzając przez malownicze okolice wsi Dejk, Lipowiec, Chmieleńskie Chrósty trafiam do Chmielna. Nie zatrzymuję się, jadę w kierunku lasu.

Wracając w stronę domu© panther
Śpieszę się, aby zdążyć na obiad. Jestem 10 minut przed czasem :-)
Dzień bardzo udany. Jazda w zdecydowanej przewadze drogami gruntowymi, leśnymi.
Były momenty zwątpienia, ale zostały pokonane.
Warto dzień przed przeglądać mapę najbliższych okolic :-)
- DST 52.06km
- Sprzęt Kross Level A7
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 11 lutego 2013
Kategoria Na kolcach
Jadę do Rzymu :-)
Czytając opisy wycieczek rowerowych bikestatowiczów nabrałem przekonania, że zdecydowana większość z nich chciałaby, aby przyszła już wiosna.
Zdecydowanie lepiej jeżdzi się, gdy świeci słonko i temperatura jest wyższa.
Postanowiłem wybrać się na rowerze do Rzymu.
Wyruszyłem koło godziny 11. Pogoda nie zachęcała do wyjazdu.
Jest pochmurnie. Na początku przejażdżki delikatnie prószy śnieg.
Wybrałem wariant podróży drogami leśnymi, polnymi, czyli tymi, które lubię najbardziej. Śnieg zaczyna padać coraz mocniej. Jadąc lasem nie odczuwam tego aż tak. Dopiero, gdy poruszam się drogami polnymi zaczyna mi to lekko przeskadzać. Niestety również do opadów śniegu doszedł jeszcze wiatr, z minuty na minutę coraz silniejszy. Po drodze ucinam sobie krótką pogawędkę ze starszym małżeństwem. Są nieco zdziwieni, że jeżdzę w takich warunkach. Dopiero mężczyzna zauważa, że opony mają kolce. Kilka minut rozmawiamy na tematy rowerowe, po czym życząc sobie wzajemnie udanego dnia ruszamy, każdy w swoją stronę.
Dotarłem do Rzymu. Aby osiągnąć cel mojej dzisiejszej podróży rowerowej musiałem poradzić sobie z dosyć wymagającym podjazdem. Jakoś dałem radę, ale łatwo i przyjemnie nie było. U celu mojej dzisiejszej podróży zatrzymałem się na 10 minut. Zaciekawiony gospodarz, mieszkający nieopodal podszedł do mnie i zapytał, czy robię zdjęcia do jakiejś gazety. Kilka minut porozmawialiśmy, tym razem na temat miejscowości znajdujących się w pobliżu.
Teraz czas wracać do domu. Zrobię to pokonując identyczną trasę.
Co tutaj wiele mówić, w Rzymie żadnych szczególnych atrakcji nie było.
Żadnych zabytków, za to piękne, zimowe pejzaże.
W Chmielnie zatrzymałem się na chwilę. Zrobiłem przerwę na herbatę, po czym udałem się w stronę Kartuz. Wiatr zaczyna coraz bardziej dokuczać. Ciszę się, że jechać będę lasem. Może tam nie będzie aż tak odczuwalny.
Dzisiaj udało mi się dotrzeć do Rzymu. Można do niego dotrzeć pokonując w 70% drogi gruntowe i to w tym wszystkim jest najpiękniejsze. Kto by się spodziewał do Rzymu...takimi drogami...a jednak :-)
Zdążyłem bez problemów "zwiedzić" Rzym i w domu czekał już na mnie pyszny obiad.
Zdecydowanie lepiej jeżdzi się, gdy świeci słonko i temperatura jest wyższa.
Postanowiłem wybrać się na rowerze do Rzymu.
Wyruszyłem koło godziny 11. Pogoda nie zachęcała do wyjazdu.
Jest pochmurnie. Na początku przejażdżki delikatnie prószy śnieg.

Leśny zjazd© panther
Wybrałem wariant podróży drogami leśnymi, polnymi, czyli tymi, które lubię najbardziej. Śnieg zaczyna padać coraz mocniej. Jadąc lasem nie odczuwam tego aż tak. Dopiero, gdy poruszam się drogami polnymi zaczyna mi to lekko przeskadzać. Niestety również do opadów śniegu doszedł jeszcze wiatr, z minuty na minutę coraz silniejszy. Po drodze ucinam sobie krótką pogawędkę ze starszym małżeństwem. Są nieco zdziwieni, że jeżdzę w takich warunkach. Dopiero mężczyzna zauważa, że opony mają kolce. Kilka minut rozmawiamy na tematy rowerowe, po czym życząc sobie wzajemnie udanego dnia ruszamy, każdy w swoją stronę.

Ośnieżone pagórki okolic Rzymu© panther

Malownicze okolice Rzymu© panther

Rzym...Roma...Рим...© panther
Dotarłem do Rzymu. Aby osiągnąć cel mojej dzisiejszej podróży rowerowej musiałem poradzić sobie z dosyć wymagającym podjazdem. Jakoś dałem radę, ale łatwo i przyjemnie nie było. U celu mojej dzisiejszej podróży zatrzymałem się na 10 minut. Zaciekawiony gospodarz, mieszkający nieopodal podszedł do mnie i zapytał, czy robię zdjęcia do jakiejś gazety. Kilka minut porozmawialiśmy, tym razem na temat miejscowości znajdujących się w pobliżu.
Teraz czas wracać do domu. Zrobię to pokonując identyczną trasę.

Informacja turystyczna w Chmielnie© panther
Co tutaj wiele mówić, w Rzymie żadnych szczególnych atrakcji nie było.
Żadnych zabytków, za to piękne, zimowe pejzaże.
W Chmielnie zatrzymałem się na chwilę. Zrobiłem przerwę na herbatę, po czym udałem się w stronę Kartuz. Wiatr zaczyna coraz bardziej dokuczać. Ciszę się, że jechać będę lasem. Może tam nie będzie aż tak odczuwalny.

Jest śnieg, jest zabawa :-)© panther

Moje ulubione, leśne ścieżki© panther

Wracając w stronę domu© panther
Dzisiaj udało mi się dotrzeć do Rzymu. Można do niego dotrzeć pokonując w 70% drogi gruntowe i to w tym wszystkim jest najpiękniejsze. Kto by się spodziewał do Rzymu...takimi drogami...a jednak :-)
Zdążyłem bez problemów "zwiedzić" Rzym i w domu czekał już na mnie pyszny obiad.
- DST 42.91km
- Sprzęt Kross Level A7
- Aktywność Jazda na rowerze