Poniedziałek, 23 lipca 2018
Figueira da Foz i okolice.
Tak się jakoś ładnie złożyło, że w tym roku część wakacji spędzić miałem w Portugalii.
Nie była to żadna spontaniczna decyzja. Po prostu pojechałem na 8-dniowy zorganizowany wypoczynek.
Program wycieczki zorganizowany został tak, że w trakcie jego realizacji mieliśmy dwa dni tzw. plażingu
Z tym, że słabo nadaję się do leżenia plackiem na plaży i chociaż jeden dzień chciałem spędzić na rowerze.
Pomyślałem o tym na dzień, czy też dwa przed samym wyjazdem. Chciałem też nie jechać samotnie.
W myślach zrobiłem szybki przegląd uczestników wycieczki i zadzwoniłem do koleżanki, która, również jak ja
nie lubi lenić się w czasie wolnym. Zapytałem, czy ma ochotę wsiąść na rower podczas dni wolnych.
Odpowiedzi spodziewałem się tylko jednej i nie zawiodłem się. Wiedziałem do kogo się zwrócić :-)
Oczywiście nie było mowy, aby na taki wyjazd brać rowery z Polski. Ustaliliśmy, że wypożyczymy je na miejscu.
Już na miejscu koleżanka Asia bardzo szybko namierzyła wypożyczalnię rowerów.
W poniedziałek, 23 lipca po godzinie 10-tej udaliśmy się do wypożyczalni. Aby nie tracić czasu zamówiliśmy taksówkę.
Dokonaliśmy wszystkich formalności dotyczących wypożyczenia rowerów. Wybraliśmy sprzęt i pojechaliśmy.
Bez jakiegokolwiek planu, byle przed siebie. Chcieliśmy zobaczyć to, czego nie ma w przewodnikach turystycznych.
Figueira da Foz - widok z mostu © panther
Jeszcze pochmurno © panther
Widok na Ocean Atlantycki © panther
Nie jest to..."Ryneczek Lidla" © panther
Handel świeżą rybą © panther
Sanepid byłby zadowolony © panther
Miejscowi rybacy © panther
Pierwsze kilometry, rozgrzewkę przemierzało się po świetnych ścieżkach miejscowości Figueira da Foz.
Wiadomo, że w kurortowych miejscowościach tak jest. Poza nimi bywa z tym już zdecydowanie różnie.
Musieliśmy się przedrzeć na drugą stronę miasta. Tuta pojawił się problem. Trzeba było wjechać na
most i pokonać cześć trasy drogą ekspresową. Co tam, jak przygoda, to przygoda. Już na moście nie rywalizowaliśmy z
ciężarówkami i jechaliśmy rowerami za barierkami oddzielającymi pasy ruchu od czegoś co przypominało kładkę.
Po tej "miłej" przygodzie trafiliśmy na drugi brzeg rzeki. Pokręciliśmy się troszkę i pojechaliśmy dalej wzdłuż Atlantyku.
Na rozgrywki nie trafiliśmy ;-) © panther
Takie widoczki nam towarzyszyły © panther
Czas na przerwę © panther
Były również takie cudeńka © panther
Z innej perspektywy © panther
Kolejna ładna posiadłość © panther
Ładny domek © panther
Kościółek © panther
Leniwe, śpiące miasteczka © panther
Takie tam, przy Atlantyku © panther
Po odpoczynku, moczeniu nóg w Atlantyku postanowiliśmy, że czas wracać. Nie chcieliśmy wracać droga N108.
Szukaliśmy dróg mniej uczęszczanych, bardziej klimatycznych, oddających urok Portugalii mniej znanej.
Bez bardzo dobrej mapy było to praktycznie niemożliwe. Jednak podjęliśmy taką próbę. Dlaczego nie. Mamy czas.
Kapliczka w lesie eukaliptusowym © panther
Niestrudzona, pełna optymizmu, koleżanka Asia © panther
Koleżanka Asia. Bez niej nie byłoby przejażdżki. © panther
No i ruszyliśmy w drogę powrotną. Pobłądziliśmy przez kilka minut szukając właściwego kierunku jazdy.
Nie chcieliśmy jechać bardziej na południe a położenie słońca właśnie na to wskazywało. Po kwadransie jazdy,
wspólnych ustaleniach udało się nam znaleźć i obrać właściwy kierunek powrotu do Figueira da Foz.
Zatrzymaliśmy się jeszcze tylko w markecie, aby kupić napoje i coś co da potrzebną energię do jazdy w upale.
Podczas krótkiego postoju © panther
Gdzieś podczas powrotu © panther
Przez ten most dwukrotnie musieliśmy jechać... © panther
Kolejna przeprawa przez most budziła moje pewne obawy. Dotyczyły one wjazdu na niego, jak również zjazdu.
Wjazd przebiegł w miarę spokojnie. Wjeżdżając na most znaleźliśmy się na środkowym pasie. Pas prawy stał się środkowym,
ponieważ za 50 metrów był dodatkowy wjazd na niego. Wyczekaliśmy momentu, aby szybko przejechać na skrajny prawy i
najszybciej, jak się tylko da przenieść rowery za barierki będące czymś przypominającym kładkę dla pieszych.
Udało się, mogliśmy przez moment odetchnąć. Po przejechaniu mostu nastąpiła kolejna niespodzianka.
Kładka skończyła się. Znaki na niej wskazywały definitywny zakaz wjazdu rowerem, jak również zabraniały ruchu pieszego.
No, motyla noga! Wskazany byłby powrót, tylko co on by dał. Prowadziłby do punktu wyjścia. Na szczęście Asia
dostrzegła między chaszczami wąskie przejście, zniszczone schody znajdujące się przy jakimś warsztacie.
Ufff, znieśliśmy rowery i już z uśmiechem mogliśmy wracać do hotelu. Jednak zanim to nastąpiło postanowiliśmy
ponabijać kilometry w miejscach dostępnych w przewadze dla mieszkańców. Po powrocie do hotelu,
odświeżeniu, udaliśmy się do wypożyczalni. Korzystanie z każdego z nich kosztowało 11 euro za rower.
Szybkim marszem udaliśmy się na upragnioną, zwłaszcza przeze mnie kolację. Po drodze zrobiłem kilka zdjęć.
Ciekawy okaz © panther
Już po oddaniu rowerów. Szybki powrót na kolację © panther
Zawsze z wielką trudnością przychodzą mi słowa podsumowania. Tym razem mam nadzieję, że zrobię to dobrze.
Czy warto jechać do Portugalii. Nie mam żadnych wątpliwości. Jest to uroczy kraj. Piękny pod względem przyrody,
architektury, przede wszystkim historii. Z pewnością warto zwiedzić Porto, Coimbrę, Sintrę, Tomar, Fatimę, Cabo da Roca i
stolicę tego niewielkiego państwa - Lizbonę. Nudzić się z pewnością nikt nie będzie. Polecam z ręką na sercu.
Słowa uznania kieruję do mojej pełnej optymizmu, dobrej energii koleżanki Asi.
Cieszę się, że udało się wspólnie przemierzać kilometry, podziwiać krajobrazy, rozmawiać, śmiać się.
Podejrzewam, że bez Ciebie nie znalazłbym w sobie tyle motywacji, aby jeździć w tym czasie.
Dziękuję Tobie za świetnie spędzony czas. Serdecznie Ciebie pozdrawiam :-)
Nie była to żadna spontaniczna decyzja. Po prostu pojechałem na 8-dniowy zorganizowany wypoczynek.
Program wycieczki zorganizowany został tak, że w trakcie jego realizacji mieliśmy dwa dni tzw. plażingu
Z tym, że słabo nadaję się do leżenia plackiem na plaży i chociaż jeden dzień chciałem spędzić na rowerze.
Pomyślałem o tym na dzień, czy też dwa przed samym wyjazdem. Chciałem też nie jechać samotnie.
W myślach zrobiłem szybki przegląd uczestników wycieczki i zadzwoniłem do koleżanki, która, również jak ja
nie lubi lenić się w czasie wolnym. Zapytałem, czy ma ochotę wsiąść na rower podczas dni wolnych.
Odpowiedzi spodziewałem się tylko jednej i nie zawiodłem się. Wiedziałem do kogo się zwrócić :-)
Oczywiście nie było mowy, aby na taki wyjazd brać rowery z Polski. Ustaliliśmy, że wypożyczymy je na miejscu.
Już na miejscu koleżanka Asia bardzo szybko namierzyła wypożyczalnię rowerów.
W poniedziałek, 23 lipca po godzinie 10-tej udaliśmy się do wypożyczalni. Aby nie tracić czasu zamówiliśmy taksówkę.
Dokonaliśmy wszystkich formalności dotyczących wypożyczenia rowerów. Wybraliśmy sprzęt i pojechaliśmy.
Bez jakiegokolwiek planu, byle przed siebie. Chcieliśmy zobaczyć to, czego nie ma w przewodnikach turystycznych.
Figueira da Foz - widok z mostu © panther
Jeszcze pochmurno © panther
Widok na Ocean Atlantycki © panther
Nie jest to..."Ryneczek Lidla" © panther
Handel świeżą rybą © panther
Sanepid byłby zadowolony © panther
Miejscowi rybacy © panther
Pierwsze kilometry, rozgrzewkę przemierzało się po świetnych ścieżkach miejscowości Figueira da Foz.
Wiadomo, że w kurortowych miejscowościach tak jest. Poza nimi bywa z tym już zdecydowanie różnie.
Musieliśmy się przedrzeć na drugą stronę miasta. Tuta pojawił się problem. Trzeba było wjechać na
most i pokonać cześć trasy drogą ekspresową. Co tam, jak przygoda, to przygoda. Już na moście nie rywalizowaliśmy z
ciężarówkami i jechaliśmy rowerami za barierkami oddzielającymi pasy ruchu od czegoś co przypominało kładkę.
Po tej "miłej" przygodzie trafiliśmy na drugi brzeg rzeki. Pokręciliśmy się troszkę i pojechaliśmy dalej wzdłuż Atlantyku.
Na rozgrywki nie trafiliśmy ;-) © panther
Takie widoczki nam towarzyszyły © panther
Czas na przerwę © panther
Były również takie cudeńka © panther
Z innej perspektywy © panther
Kolejna ładna posiadłość © panther
Ładny domek © panther
Kościółek © panther
Leniwe, śpiące miasteczka © panther
Takie tam, przy Atlantyku © panther
Po odpoczynku, moczeniu nóg w Atlantyku postanowiliśmy, że czas wracać. Nie chcieliśmy wracać droga N108.
Szukaliśmy dróg mniej uczęszczanych, bardziej klimatycznych, oddających urok Portugalii mniej znanej.
Bez bardzo dobrej mapy było to praktycznie niemożliwe. Jednak podjęliśmy taką próbę. Dlaczego nie. Mamy czas.
Kapliczka w lesie eukaliptusowym © panther
Niestrudzona, pełna optymizmu, koleżanka Asia © panther
Koleżanka Asia. Bez niej nie byłoby przejażdżki. © panther
No i ruszyliśmy w drogę powrotną. Pobłądziliśmy przez kilka minut szukając właściwego kierunku jazdy.
Nie chcieliśmy jechać bardziej na południe a położenie słońca właśnie na to wskazywało. Po kwadransie jazdy,
wspólnych ustaleniach udało się nam znaleźć i obrać właściwy kierunek powrotu do Figueira da Foz.
Zatrzymaliśmy się jeszcze tylko w markecie, aby kupić napoje i coś co da potrzebną energię do jazdy w upale.
Podczas krótkiego postoju © panther
Gdzieś podczas powrotu © panther
Przez ten most dwukrotnie musieliśmy jechać... © panther
Kolejna przeprawa przez most budziła moje pewne obawy. Dotyczyły one wjazdu na niego, jak również zjazdu.
Wjazd przebiegł w miarę spokojnie. Wjeżdżając na most znaleźliśmy się na środkowym pasie. Pas prawy stał się środkowym,
ponieważ za 50 metrów był dodatkowy wjazd na niego. Wyczekaliśmy momentu, aby szybko przejechać na skrajny prawy i
najszybciej, jak się tylko da przenieść rowery za barierki będące czymś przypominającym kładkę dla pieszych.
Udało się, mogliśmy przez moment odetchnąć. Po przejechaniu mostu nastąpiła kolejna niespodzianka.
Kładka skończyła się. Znaki na niej wskazywały definitywny zakaz wjazdu rowerem, jak również zabraniały ruchu pieszego.
No, motyla noga! Wskazany byłby powrót, tylko co on by dał. Prowadziłby do punktu wyjścia. Na szczęście Asia
dostrzegła między chaszczami wąskie przejście, zniszczone schody znajdujące się przy jakimś warsztacie.
Ufff, znieśliśmy rowery i już z uśmiechem mogliśmy wracać do hotelu. Jednak zanim to nastąpiło postanowiliśmy
ponabijać kilometry w miejscach dostępnych w przewadze dla mieszkańców. Po powrocie do hotelu,
odświeżeniu, udaliśmy się do wypożyczalni. Korzystanie z każdego z nich kosztowało 11 euro za rower.
Szybkim marszem udaliśmy się na upragnioną, zwłaszcza przeze mnie kolację. Po drodze zrobiłem kilka zdjęć.
Ciekawy okaz © panther
Już po oddaniu rowerów. Szybki powrót na kolację © panther
Zawsze z wielką trudnością przychodzą mi słowa podsumowania. Tym razem mam nadzieję, że zrobię to dobrze.
Czy warto jechać do Portugalii. Nie mam żadnych wątpliwości. Jest to uroczy kraj. Piękny pod względem przyrody,
architektury, przede wszystkim historii. Z pewnością warto zwiedzić Porto, Coimbrę, Sintrę, Tomar, Fatimę, Cabo da Roca i
stolicę tego niewielkiego państwa - Lizbonę. Nudzić się z pewnością nikt nie będzie. Polecam z ręką na sercu.
Słowa uznania kieruję do mojej pełnej optymizmu, dobrej energii koleżanki Asi.
Cieszę się, że udało się wspólnie przemierzać kilometry, podziwiać krajobrazy, rozmawiać, śmiać się.
Podejrzewam, że bez Ciebie nie znalazłbym w sobie tyle motywacji, aby jeździć w tym czasie.
Dziękuję Tobie za świetnie spędzony czas. Serdecznie Ciebie pozdrawiam :-)
- DST 50.00km
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Rowerem po obcym kraju... Jeszcze nie miałem przyjemności, zazdroszczę :)
zarazek - 13:33 czwartek, 2 sierpnia 2018 | linkuj
Kawałek innego świata. Ps. auto na 12 zdjęciu podoba mi się najbardziej :-)
grigor86 - 20:48 wtorek, 31 lipca 2018 | linkuj
Ciekawe miejsce, fajna relacja, jak najbardziej udany wyjazd :). Super.
anka88 - 21:01 niedziela, 29 lipca 2018 | linkuj
Komentuj