Niedziela, 26 lipca 2015
Wiatr, deszcz i kapeć :-)
Po tygodniowej rowerowej absencji wróciłem do jeżdżenia.Pogoda jakoś nie zachęcała do ruszania się z domu.
Porywiste podmuchy wiatru i deszcz słabo mobilizowały.Mimo niedogodności wybrałem jazdę po szosach.
Wziąłem ze sobą także kurtkę przeciwdeszczową. Pomyślałem, że skoro ją już mam to warto ze sobą zabrać.
Kaszubskie krajobrazy © panther
W Stężycy © panther
Kaszubskie widoki © panther
Wiatr był dzisiaj nieodzownym towarzyszem przejażdżki. Bardzo często wiał niestety w twarz.
Wiadomo przecież, że jak już wyznaczyłeś sobie jakiś plan, cel, to należy go wykonać.
Żadnego wracam do domu, bo zaczyna padać i jeszcze mocniej wiać.
Deszcz co chwile kropi, to mocno, to nieco słabiej, wiatr nie odpuszcza ani na chwilę.
Na 42 kilometrze postanowiłem, że zjadę sobie z Wieżycy.Taka ładna serpentyna.
Przecież nie mogę jej ominąć...Jednak nie był to najlepszy pomysł.
Droga dziurawa jak ser szwajcarski...i psssss...pssss...kapeć jego mać ;-)
Chwila zastanowienia się nad tym, kto mieszka w okolicy.
Dzwonię do byłego już ucznia. Tłumaczę co i jak, że pompki zapomniałem...
Za 10-15 minut spotykamy się w umówionym miejscu.
Po drodze miły rowerzysta górski proponuje pomoc. Podziękowałem, bo ona już nadchodziła.
Okazuję się jeszcze, że przywieziona została zła pompka. Z wentylem samochodowym...
Za 5 minut otrzymuję właściwą. Akcja naprawcza trwa 10 minut (dętkę i łyżki oczywiście miałem)
Serdecznie podziękowałem za pomoc i pojechałem w stronę domu.
Po drodze dopada mnie obfity, aczkolwiek krótkotrwały opad deszczu.
Zanim zdążyłem założyć kurteczkę było już po ptakach :-)
Wyjazdy z przygodami zawsze zapamiętuję dłużej. Jednak powinienem pamiętać o pompce :-)
Porywiste podmuchy wiatru i deszcz słabo mobilizowały.Mimo niedogodności wybrałem jazdę po szosach.
Wziąłem ze sobą także kurtkę przeciwdeszczową. Pomyślałem, że skoro ją już mam to warto ze sobą zabrać.
Kaszubskie krajobrazy © panther
W Stężycy © panther
Kaszubskie widoki © panther
Wiatr był dzisiaj nieodzownym towarzyszem przejażdżki. Bardzo często wiał niestety w twarz.
Wiadomo przecież, że jak już wyznaczyłeś sobie jakiś plan, cel, to należy go wykonać.
Żadnego wracam do domu, bo zaczyna padać i jeszcze mocniej wiać.
Deszcz co chwile kropi, to mocno, to nieco słabiej, wiatr nie odpuszcza ani na chwilę.
Na 42 kilometrze postanowiłem, że zjadę sobie z Wieżycy.Taka ładna serpentyna.
Przecież nie mogę jej ominąć...Jednak nie był to najlepszy pomysł.
Droga dziurawa jak ser szwajcarski...i psssss...pssss...kapeć jego mać ;-)
Chwila zastanowienia się nad tym, kto mieszka w okolicy.
Dzwonię do byłego już ucznia. Tłumaczę co i jak, że pompki zapomniałem...
Za 10-15 minut spotykamy się w umówionym miejscu.
Po drodze miły rowerzysta górski proponuje pomoc. Podziękowałem, bo ona już nadchodziła.
Okazuję się jeszcze, że przywieziona została zła pompka. Z wentylem samochodowym...
Za 5 minut otrzymuję właściwą. Akcja naprawcza trwa 10 minut (dętkę i łyżki oczywiście miałem)
Serdecznie podziękowałem za pomoc i pojechałem w stronę domu.
Po drodze dopada mnie obfity, aczkolwiek krótkotrwały opad deszczu.
Zanim zdążyłem założyć kurteczkę było już po ptakach :-)
Wyjazdy z przygodami zawsze zapamiętuję dłużej. Jednak powinienem pamiętać o pompce :-)
- DST 65.57km
- Sprzęt MBK RD 200
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj